Piłka nożna

Tokarczyk z Bielska. Wrócił do domu i wywołał trzęsienie ziemi

today08.10.2025 21:58

Tło
share close

W Bielsku-Białej znają go od lat. Skromny, spokojny, zawsze z chłodną głową. W sobotę wrócił do miasta, w którym się wychował i zaczynał trenerską karierę. Tym razem już jako trener Warty Poznań. No i doprowadził do małego trzęsienia ziemi… Pokonał Podbeskidzie, a kilka dni później pracę stracił dotychczasowy szkoleniowiec „Górali” – Krzysztof Brede.

Meczowa dominacja 

Warta Poznań wygrała z Podbeskidziem Bielsko-Biała 3:2, a wynik – choć na papierze wygląda na wyrównany – nie do końca odzwierciedla tego, co naprawdę działo się na boisku. Zespół Macieja Tokarczyka zdominował rywala niemal w każdym aspekcie gry. Szanse bramkowe: 14 do 4. Wejścia za linię obrony: 11 do 2. Obecność w polu karnym przeciwnika: 16 do 9. Zebrane długie piłki w ofensywie – 8 do 3. Można by tak wymieniać długo – to była piłkarska deklasacja, nawet jeśli nie wynikiem – to jakością i kulturą gry.

„W większości faz meczu byliśmy zespołem lepszym. Jedyny moment, w którym mieliśmy kłopot, to obrona niska. Ale w ataku pozycyjnym, po odbiorze, w pressingu – wszystko działało tak, jak planowaliśmy” – podsumowuje sobotnie starcie trener Tokarczyk.

Dla 34-letniego trenera, pochodzącego z Bielska-Białej to zwycięstwo miało jednak inny wymiar. Nie tylko symboliczny, ale też… ludzki. Kilkadziesiąt godzin po końcowym gwizdku Podbeskidzie zwolniło Krzysztofa Brede  – „Nie mam w sobie żadnej satysfakcji. W naszym fachu zwolnienie nigdy nie jest przyjemną sprawą. Mam wobec trenera Brede dużo szacunku i zwyczajnie szkoda mi, że stracił pracę” – podkreśla jednak Tokarczyk.

Patent na Podbeskidzie

Nie pierwszy raz drużyna Macieja Tokarczyka okazuje się dla „Górali” bolesną przeszkodą. W zeszłym sezonie, prowadząc Wisłę Puławy, także ograł Podbeskidzie. Wtedy, jesienią było 2:1 – i również po meczu trudno było mówić o przypadku. Teraz zrobił to ze swoim nowym klubem, poznańską Wartą – w jeszcze dojrzalszym stylu.

Ekipa Tokarczyka jest jedną z rewelacji Betclic 2. Ligi. Pięć zwycięstw z rzędu, coraz odważniejsza gra, a przy tym spokój i świadomość taktyczna. – „Nie skupiamy się na posiadaniu piłki. Nas interesują konkretne rzeczy: wejścia w pole karne, zbieranie drugich piłek, liczba ataków po odbiorze. To są realne wskaźniki jakości gry” – tłumaczy naszej redakcji trener Maciej Tokarczyk.

To sposób myślenia, który bardziej przypomina zachodnie wzorce niż schemat „kopnij-biegnij”, wciąż obecny w niższych ligach. Tokarczyk pokazuje, że nawet w realiach ograniczonych budżetów można budować nowoczesny, analityczny futbol.

Wszystko zaczęło się pod Klimczokiem

Dziś prowadzi klub z wielkimi tradycjami. Warta to dwukrotny Mistrz Polski, który jeszcze w 2024 występował w Ekstraklasie. Jego historia rozpoczęła się jednak bardzo lokalnie – w Bielsku-Białej. Maciej Tokarczyk jest piłkarskim wychowankiem Rekordu Bielsko-Biała. To tu, reprezentując całkiem zdolny rocznik 1991, którego przedstawicielem był choćby pierwszy w historii ekipy z Cygańskiego Lasu wychowanek w młodzieżowych kadrach narodowych – Dawid Stajerski, rozwijał się piłkarsko. Czynił to pod okiem choćby Kazimierza Pszczółki czy Jana Pichety. Gdy jako junior doznał poważnej kontuzji zrozumiał, że z poważną przygodą zawodniczą może być problem. Bardzo szybko zdecydował się na nową drogę – trenerską.

Maciej Tokarczyk jako dziecko w BTS Rekord
Maciej Tokarczyk jako młody zawodnik BTS Rekord (piąty od lewej w górnym rzędzie) / fot. archiwum własne autora

Pierwsze kroki stawiał w Zaporze Wapienica. – „Świętej pamięci Daniel Bąk bardzo mi tu pomógł. To on polecił mnie do Wapienicy, gdzie świetny działacz, Jerzy Popławski dał mi pierwszą szansę. Do dziś mamy kontakt. Tak naprawdę to on otworzył mi drzwi do tego świata” – wspomina Tokarczyk. Później był bielski oddział Football Academy i współpraca z Krystianem Gańczarczykiem i Markiem Sokołowskim. W końcu powrót do Rekordu, już w charakterze trenera dzieciaków. – „Rekord był bardzo ważnym doświadczeniem trenerskim, spędziłem tu aż pięć lat. Bardzo dobrze wspominam współpracę z wieloma osobami, że wspomnę choćby Bogdana Matlocha – to mój serdeczny kolega i postać, która miała na mnie ogromny, trenerski wpływ” – wspomina Tokarczyk. W Cygańskim Lesie pracował, między innymi, z rocznikiem 2005. Dziś przedstawiciele tej drużyny: Michał Śliwka i Hubert Żyrek to etatowi zawodnicy pierwszej drużyny, która w lidze rywalizuje… z Wartą Poznań Tokarczyka. 

Nasz region to też pierwsze trenerskie doświadczenie związane z pracą z drużyną seniorską. I to bardzo ciekawe… Maciej Tokarczyk, w 2013 roku był jednym z członków założycieli Klubu Sportowego „Bystra”, wespół z licznym gronem kolegów z dzieciństwa. Podjął się też misji prowadzenia młodej drużyny w rozgrywkach Klasy B, a po awansie, którego był architektem – także w zmaganiach Klasy A. Co ciekawe, jak sam podkreśla – do dziś wpisuje ten, błahy by się wydawało w kontekście dzisiejszych osiągnięć epizod, w swoje trenerskie CV. 

Maciej Tokarczyk świętujący awans do A Klasy z KS Bystra
Maciej Tokarczyk świętujący awans do A Klasy z KS Bystra / fot. Bartłomiej Budny – Bart Foto Sport

Z Bielska do miasta nowego Mistrza Polski

Z Beskidów ruszył w Polskę. Najpierw był Piast Gliwice – rok pracy z drużyną U-19 w mistrzowskim sezonie, kontakt z profesjonalnym zapleczem Ekstraklasy i sztabem ludzi, którzy tworzyli podwaliny nowoczesnego szkolenia. Przy okazji kapitalna możliwość, by podpatrywać ekstraklasową drużynę i to w jej najlepszym, sportowo czasie. 

„To był sezon, gdy pierwsza drużyna zdobyła sensacyjny tytuł Mistrzów Polski, a pierwszym trenerem był Waldemar Fornalik. W Akademii pracowali wtedy świetni fachowcy – Jacek Mazurek, Maciek Szymański, Jarosław Wójcik czy Patryk Czubak, dziś trener Widzewa Łódź. Każdy z nich zostawił w mojej trenerskiej postawie swój ślad” – mówi Tokarczyk. A jednym z jego asystentów w zespole U-19 był zaś legendarny w Estonii piłkarz –Konstantin Vassiljev.

Dom rozmów, dymu z fajki i wielkich pomysłów

Pięć lat w Stali Rzeszów to okres, który – jak mówi sam Tokarczyk – ukształtował go bardziej niż jakiekolwiek szkolenie czy licencja trenerska. To właśnie tam, w środowisku ludzi z pasją, wiedzą i nieustanną potrzebą rozwoju, dojrzewał nie tylko jako szkoleniowiec, ale też jako człowiek.

W tamtym czasie Stal była czymś więcej niż klubem. Właściciel – Rafał Kalisz, inwestował ogromne środki w rozwój szkolenia, ściągając na Podkarpacie topowych specjalistów swoich dziedzin. To był organizm myślący, eksperymentujący, otwarty. Tokarczyk pracował w towarzystwie wybitnych ekspertów – profesora Tadeusz Hucińskiego – twórcy słynnej metody Imopeksis, Tomasza Wilczewskiego, Rafała Malinowskiego czy Konrada Czapeczki. Wśród trenerskich kolegów choćby Mateusz Stolarski – dziś pierwszy trener ekstraklasowego Motoru Lublin. Z każdym z nich spędzał długie godziny na rozmowach o futbolu, psychologii, emocjach i człowieku. – „To była szkoła nie tylko piłki, ale i życia. Tam zrozumiałem, że trener to nie tylko ktoś od ćwiczeń, ale też przewodnik, mentor, obserwator. Nauczyłem się samoświadomości, kontroli emocji, pracy nad sobą” – wspomina.

Symbolem tamtego okresu był pewien rzeszowski dom – wynajęty przez właściciela dla ekspertów pracujących w klubie przez kilka dni w tygodniu. Miejsce, w którym bardzo często natężenie ludzkiej elokwencji i sportowych doświadczeń na metr kwadratowy był czymś niezwykłym. Tam spotykali się fachowcy pracujący w klubie, toczyły się rozmowy o piłce i świecie, tam rodziły się pomysły, które potem przeradzały się w konkretne działania na boisku. – „To był dom, w którym siedziało się godzinami, często do późna w nocy. Profesor Huciński, siadając w fotelu ze swoją fajką potrafił jednym zdaniem zmienić sposób myślenia o danym problemie. Była w tym magia. To było środowisko ludzi, którzy żyli piłką, ale też rozumieli człowieka” – opowiada Tokarczyk.

Z Rzeszowa wyjechał bogatszy o doświadczenie, które trudno zmierzyć statystykami. Wiedział już, że budowanie drużyny to proces, który zaczyna się nie na boisku, lecz w głowie. Że piłka to emocje, relacje i odpowiedzialność. I że – jak powtarzał profesor – „trener, który przestaje się uczyć, przestaje być trenerem”.

Maciej Tokarczyk
fot. www.akademia.stalrzeszow.pl

Puławy – pierwsze wyzwanie na szczeblu centralnym

Po latach pracy z młodzieżą i w akademiach, nadszedł czas na najtrudniejszy egzamin – samodzielne prowadzenie zespołu seniorskiego. W lecie 2024 roku Tokarczyk czuł, że to właściwy moment. Podpisał kontrakt ze SPEC Stal Łańcut, z podkarpackiej 4. Ligi. Chwilę później jednak pojawiła się szansa, której nie sposób było odrzucić. Propozycja z klubu ze szczebla centralnego dla początkującego trenera seniorów to coś. Taką szansę Tokarczyk dostał w Wiśle Puławy. Wisła była dla Maćka Tokarczyka pierwszym seniorskich klubem w pełnym tego słowa znaczeniu. Klub z tradycją, ale też z bagażem problemów, które z każdym tygodniem coraz bardziej wychodziły na powierzchnię. – „Wiedziałem, że to nie będzie łatwe miejsce. Już po pierwszych tygodniach było widać, że Wisła przechodzi trudny moment organizacyjny. Zmieniający się ludzie w klubie, napięcia, niepewność – to wszystko trzeba było udźwignąć, a jednocześnie budować drużynę i normalnie pracować” – wspomina.

Zespół z Puław miał potencjał, ale funkcjonował w warunkach dalekich od stabilnych. Tokarczyk zderzył się z codziennością, w której nie tylko mecz decyduje o wyniku – równie ważne są rozmowy w szatni, relacje, gaszenie pożarów, zarządzanie emocjami. – „To była szkoła zarządzania kryzysem. Czasem każdego dnia pojawiał się nowy problem. Ale właśnie dzięki temu nauczyłem się, że trener musi mieć wewnętrzny kompas, że nie może dać się ponieść chaosowi” – mówi.

Ostatecznie jego praca w Puławach zakończyła się nagle – dzień przed meczem z jego byłym klubem z Bielska – Rekordem, pod koniec sezonu. Paradoks, który – jak przyznaje – był bolesny, ale też symboliczny. – „To był cios, ale też moment, w którym poznałem samego siebie. Nie uległem presji, nie zgodziłem się na rzeczy, które kłóciły się z moimi wartościami. Wyszedłem z tego z podniesioną głową. Do dziś jestem dumny, że zachowałem się wtedy tak, jak uważałem za słuszne” – podkreśla.

Dziś, z perspektywy czasu, mówi o tamtym okresie bez żalu. – „Gdybym miał wybierać jeszcze raz, podjąłbym tę decyzję ponownie. To było trudne miejsce, ale bardzo rozwijające. Wtedy zrozumiałem, że każda sytuacja – nawet ta pozornie przegrana – może stać się lekcją. W Puławach naprawdę dorosłem jako trener”.

Nowe wyzwanie w Poznaniu

Kiedy latem 2025 roku przejmował Wartę Poznań, wielu mówiło o odważnej decyzji. Młody trener z Bielska-Białej, po trudnym epizodzie w Puławach, miał objąć zespół z tradycją, ale też po sporych przebojach – bo jak nazwać dwa kolejne spadki, od Ekstraklasy po drugą ligę. Tokarczyk wszedł w to wyzwanie z charakterystycznym spokojem i planem, który – jak się okazuje – zaczyna przynosić konkretne efekty.

Maciej Tokarczyk
fot. www.wartapoznan.pl

„Nie myślę kategoriami oczekiwań. Skupiam się na wysokich standardach pracy i niskich oczekiwaniach wobec tego, na co nie mam wpływu. Chodzi o to, żeby być gotowym każdego dnia – na treningu, w analizie, w relacjach z zawodnikami. Reszta to konsekwencja” – mówi Tokarczyk. Ta filozofia, jak sam przyznaje, zrodziła się z inspiracji historią Igi Świątek i jej współpracy z psycholog sportu Darią Abramowicz. – „Czytałem o tym, jak Świątek – mimo ogromnego talentu – miała problem z wynikiem, z presją, z oczekiwaniami. I właśnie wtedy Abramowicz zaszczepiła w niej myślenie o wysokich standardach i niskich oczekiwaniach. To zdanie bardzo do mnie trafiło. W piłce, tak jak w tenisie, nie da się wszystkiego zaplanować. Można za to każdego dnia robić rzeczy na najwyższym poziomie, niezależnie od tego, jaki będzie efekt. To daje wolność i spokój” – tłumaczy.

Dla Tokarczyka ta zasada stała się czymś więcej niż hasłem – to jego codzienny kompas. Dzięki niej potrafi oddzielić emocje od pracy, a presję wyniku zamieniać w koncentrację na jakości. – „Kiedy skupiasz się na procesie, na powtarzalności dobrych zachowań, sukces przychodzi sam. Nie trzeba go gonić” – dodaje.

Warta Tokarczyka gra z pomysłem, z dyscypliną i dojrzałością, której nie powstydziłyby się kluby z Ekstraklasy. Pięć zwycięstw z rzędu i styl, który budzi uznanie nawet u rywali, pokazują, że w Poznaniu zaczyna się nowy etap. Trener z Bielska stworzył drużynę, w której nie ma przypadkowych decyzji – każda akcja, każda reakcja ma swoje uzasadnienie.

Co dalej? Tokarczyk nie mówi o awansach, kontraktach czy tabelach. Woli mówić o rozwoju – własnym i drużyny. – „Chcę, żeby Warta była zespołem, z którego ludzie mogą być dumni. Żeby każdy, kto tu pracuje, czuł sens i widział postęp. To dla mnie największa motywacja” – podkreśla. To człowiek, który wierzy w proces – Warta zdaje się zaś być klubem, w którym prezentują podobną wiarę. Kontrakt, który w przypadku utrzymania zespołu w drugiej lidze automatycznie przedłuży się o dwa lata, daje szansę na tworzenie w Poznaniu przez Tokarczyka projektu długofalowego, ze sporymi perspektywami.

Dla trenera z Bielska-Białej trenerska droga w profesjonalnym futbolu seniorskim dopiero się zaczyna. A patrząc na to, z jaką konsekwencją, determinacją, a zarazem spokojem zmierza do celu, można odnieść wrażenie, że to początek pięknej, trenerskiej historii…

Autor: Sebastian Snaczke