Piłka nożna

Żar Międzybrodzie. Czas zmian, pracy u podstaw i marzeń o okręgówce

today26.10.2025 06:44

Tło
share close

Drugi rok kadencji prezesa Michała Kołka to w Międzybrodziu czas spokojnej, ale konsekwentnej odbudowy. Klub, który przez lata balansował między A i B klasą. Wydaje się, że jesienią ustabilizował pozycję, a nawet odzyskał wiarę w to, że w Międzybrodziu sport może się rozwijać.

Od drużyny, która „ma się zebrać”, do zespołu z ambicjami

Jeszcze niedawno LKS Żar kojarzył się z klubem, który po prostu „gra, żeby grać”. – Kiedyś to wyglądało tak, że byle się zebrać i zagrać. Nie było znaczenia, czy jesteśmy w dole tabeli, czy gdzieś wyżej. Dziś patrzymy na to zupełnie inaczej – mówi prezes Michał Kołek.

Odkąd objął stery, zmieniło się podejście do kadry i transferów. Klub nie opiera się już wyłącznie na przypadkowych zawodnikach, ale stara się ściągać ludzi, którzy realnie podnoszą poziom zespołu. – W A-klasie mówienie, że „stawiamy na wychowanków”, brzmi dobrze, ale u nas to po prostu nierealne. Nasz najstarszy rocznik to młodzicy. Nie da się z nich zbudować seniorskiej drużyny – tłumaczy Kołek.

Zamiast tego Żar szuka jakościowych graczy z regionu, którzy chcą pograć dla frajdy i w dobrej atmosferze. Tak do drużyny trafili m.in. Dawid Olszowski, Jakub Waluś czy ostatnio Michael Batista Rodrigues (zobacz: Jest zastępca Ninho! Międzybrodzie z nowym napastnikiem) – nazwiska, które szybko stały się synonimem zmian na boisku. – To trzy transfery, które naprawdę zrobiły różnicę. Jakość, doświadczenie i zaangażowanie. Waluś wrócił do Międzybrodzia i gwarantuje nam po 20–30 bramek w sezonie – przyznaje prezes.

Dziś atmosfera w drużynie jest inna. Trener Dawid Kasperek i jego asystent, wspomniany Jakub Waluś stworzyli duet, który potrafi połączyć doświadczenie z pasją. – Nie chciałem już ludzi, którzy przychodzą tylko „odcinać kupony”. Postawiłem na swoich. Jeśli coś nie wyjdzie – biorę to na siebie. Ale na razie to działa – mówi Kołek.

 

Stabilizacja i rozsądny rozwój

W Międzybrodziu nie ma charakterystycznego dla wielu lokalnych klubów „parcia”. Jest za to plan, by drużyna regularnie plasowała się w czołówce i rozwijała się w sposób zrównoważony. – Gramy o pierwszą piątkę, ale jeśli się uda, to czemu nie powalczyć o awans. Najważniejsze to utrzymać kadrę i uniknąć tego, co było dawniej – że po sezonie odchodziło pięciu, sześciu zawodników i wszystko trzeba było łatać – tłumaczy prezes.

Marzenie? Okręgówka. – Nigdy nas tam nie było. Chciałbym, żebyśmy choć raz zagrali na tym poziomie. Nawet jeśli tylko przez sezon – to byłby symbol, że warto było działać – przyznaje Kołek.

Zmieniło się także podejście do finansów. Klub zaczął wynajmować boisko na obozy i zgrupowania dzieci, co daje dodatkowe wpływy. – Jesteśmy miejscowością turystyczną, więc to ma sens. Dzieciaki korzystają, boisko się nie niszczy, a klub coś z tego ma – tłumaczy.

Zwiększyła się też liczba sponsorów. – Nie mamy dużych budżetów, ale staramy się, żeby co miesiąc wpływało choćby dwa tysiące złotych. To i tak spory zastrzyk. Teraz rozmawiamy z jednym z większych hoteli w regionie. Może z tego wyjdzie coś konkretnego – dodaje prezes.

Akademia – fundament przyszłości

Największym powodem do dumy jest jednak rosnąca liczba dzieci. W klubie trenuje dziś ok. 50–55 młodych zawodników w kilku grupach wiekowych. – Było nawet siedemdziesięciu. Z trampkarzami się rozstaliśmy, ale żaki, orliki i młodziki działają bardzo prężnie – mówi Kołek.

Wszystko opiera się na miejscowych trenerach. – Chłopaki robią kursy, szkolą się, pracują z dziećmi, a to buduje nie tylko sport, ale też więź z rodzicami. Dzieci wyprowadzają seniorów na mecze, rodzice przychodzą kibicować. Tworzy się społeczność – podkreśla prezes.

Ten klimat przekłada się też na wizerunek klubu. Żar nie jest już „drużyną od weekendowego piwa po meczu”, ale staje się miejscem, które przyciąga rodziny i młodych sportowców.

Lokalność i nowe pomysły

Choć prezes nie ukrywa, że Żar nadal działa w warunkach dalekich od profesjonalnych, to widać, że wokół klubu tli się coś więcej niż tylko futbol. – U nas nie ma zawodników, którzy żyją z piłki. Ale są tacy, którzy chcą coś jeszcze przeżyć. Zrobić przygodę, zostawić ślad – mówi Kołek.

Dzięki temu udaje się sprowadzać graczy z ciekawą przeszłością – jak choćby wspomniany Michel Rodrigues, który trafił do Międzybrodzia… przez ogłoszenie na Facebooku. – Napisał, że szuka drużyny. Wysłał filmik, przyjechał, zobaczyliśmy, że ma jakość. Dziś jest jednym z liderów. Zresztą mieszka tu, podejmuje właśnie pracęnormalne życie. To pokazuje, że da się to wszystko łączyć – opowiada prezes.

W Żarze czuć, że to klub ludzi z pasją. Nie ma wielkich pieniędzy, ale jest zapał i determinacja. – Najważniejsze, że się chce. Że coś się dzieje. Jakby mi ktoś powiedział pięć lat temu, że w Międzybrodziu będziemy mieli ponad pięćdziesięcioro dzieci w szkółce, drużynę z top 5 w A klasie i pomysły na rozwój, to bym nie uwierzył – przyznaje Kołek.

Przyszłość z głową i sercem

Przyszłość? Prezes nie mówi o rewolucjach. – Nie będziemy skakać na głęboką wodę. Chcemy budować spokojnie. Stabilna drużyna seniorów, coraz więcej dzieci, akademia, a w perspektywie – może nowe dyscypliny. Ważne, żeby Żar był miejscem, które żyje sportem – mówi. Na poparcie tych słów świadczy fakt, że Żar ruszył niedawno z rekrutacją do drużyny piłki ręcznej dziewcząt (Zobacz: Nowa sekcja dla dziewcząt w Żar Międzybrodzie).

 

Klub z Międzybrodzia udowadnia, że w piłce na tym poziomie nie liczą się pieniądze, tylko ludzie. – Dla mnie najważniejsze jest, żeby ten klub istniał i żeby dzieci miały tu swoje miejsce. A jeśli przy okazji uda się zagrać w okręgówce? To będzie spełnienie marzenia – kończy Michał Kołek.

Autor: Sebastian Snaczke