Listeners:
Top listeners:
play_arrow
Radio BIELSKO Przeboje non-stop
play_arrow
Radio EXPRESS FM Prawdziwa Lokalna Stacja
play_arrow
Radio DISCO Zawsze w rytmie!
play_arrow
Radio MEGA Mega Przeboje!
play_arrow
Radio NUTA Same dobre nuty!
Piłkarz, trener, prezes, dziennikarz i autor książek. Tomasz Sowa z Godziszki to człowiek, który z pasji do sportu zbudował całe swoje życie — od beskidzkich boisk po ogólnopolskie wydawnictwa. Zapraszamy w podróż przez jego świat – od błotnistych meczów w B klasie, przez treningi z dziećmi, aż po książki o polskich mistrzach sportu.
W Godziszce futbol zawsze był trochę inny. Mniej zorganizowany, bardziej swojski. Bez akademii, bez odgórnych planów. Za to z sercem, zapachem trawy i dźwiękiem odbijanej piłki na lokalnych placach, łąkach, asfaltowej ulicy – gdziekolwiek odbić piłkę się da. To tam dorastał Tomasz Sowa, rocznik ’88 – chłopak z pokolenia piłki podwórkowej. – „Graliśmy ulica na ulicę, część Godziszki na drugą część. Bez koszulek, bez organizacji, ale z pasją” – wspomina.
W 2004 roku, gdy na zgliszczach nieistniejącego już Investu powstał LZS Beskid Godziszka, Tomek wchodził w wiek szesnastu lat. Klub do życia powołała grupa lokalnych pasjonatów, takich jak Grzegorz Porębski, Marek Laszczak, Stanisław Mynarski czy Stanisław Sowa – chrzestny Tomasza. Dla młodego chłopaka to był początek historii, która trwa do dziś. Z krótkimi przerwami, przez ponad dwie dekady, reprezentował barwy swojego ukochanego Beskidu na lokalnych boiskach. Jak sam wspomina, na przestrzeni tych wszystkich lat grał niemal wszędzie – od ataku po defensywę, a gdy trzeba było, stawał nawet między słupkami. – „Najlepiej czuję się na środku obrony. Może nie mam warunków jak stoper z ekstraklasy, ale nadrabiam głową i sercem” – mówi z uśmiechem.
Taki dorobek sprawia, że Sowa jest żywą kopalnią anegdot, które dziś brzmią jak kadry z innej epoki beskidzkiego futbolu. Epoki, gdy grało się zawsze i wszędzie – boiska przypominały raczej skutecznie przystrzyżone łąki, szatnie mieściły się w piwnicach szkół, a po meczu nie zawsze czekał prysznic, czasem tylko wiadro zimnej wody. – „Pamiętam, jak graliśmy w Ujsołach na starym boisku. W środku pola była dziura po krecie, w narożniku rosła pokrzywa, a my i tak byliśmy szczęśliwi, że w ogóle mamy gdzie zagrać” – śmieje się. Były też spotkania, które kończyły się szybciej, niż zaczynały. – „W Sopotni mecz przerwano po bójce kibiców. Emocje były ogromne, ale to też pokazuje, jak ludzie wtedy żyli piłką” – wspomina. To była piłka prawdziwa – surowa, swojska, ale szczera. Zamiast sponsorów i kamer – kilkunastu chłopaków z jednego podwórka, którzy potrafili zostawić na boisku kawał własnego zdrowia.
Dziś, gdy spogląda na nowoczesne szatnie, równe murawy i piłki prosto z katalogu, uśmiecha się z lekkim niedowierzaniem. – „Teraz to luksus. Ciepła woda, porządne stroje, nawet oświetlenie na treningach. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Ale wiesz co? Mimo tego wszystkiego, tamta stara piłka miała w sobie coś wyjątkowego. Może mniej wygody, ale więcej serca.” Nie przeszkadza to jednak Tomkowi kontynuować swoją pasję do dziś na b-klasowych boiskach.
Z czasem nie wystarczało mu już samo granie. Coraz częściej zostawał po treningach, pomagał w organizacji meczów, w załatwianiu różnych spraw. Wziął na siebie prowadzenie klubowej strony czy social media. W końcu ktoś zaproponował, żeby wszedł do zarządu. – „Zaczynałem pracę w zarządzie jako sekretarz, bo dobrze czułem się w papierach i lubiłem mieć wszystko poukładane. A potem jakoś samo poszło” – wspomina z uśmiechem. No właśnie – z biegiem czasu ten „sekretarz od papierów” stał się sercem całego klubu. Dziś pełni funkcję prezesa Beskidu Godziszka, który pod jego okiem chce być klubem, który skutecznie łączy sportowy rozwój z zachowaniem lokalnej tożsamości.
Pod jego rządami klub zyskał nową energię – nie tylko sportową, ale i społeczną. Beskid zaczął coraz mocniej integrować mieszkańców, a kolejne inicjatywy pokazały, że w małej miejscowości można zrobić rzeczy ważne i cenne, jeśli stoi za nimi pasja. – „Zawsze chciałem, żeby ten klub był częścią codziennego życia Godziszki. Żeby ludzie czuli, że to coś więcej niż tabela w B klasie. To miejsce, gdzie można przyjść z dzieckiem, spotkać znajomych, po prostu poczuć wspólnotę” – mówi. Dziś w LZS Beskid Godziszka działają grupy młodzieżowe, odbywają się turnieje, pikniki piłkarskie i spotkania dla całych rodzin. Na trybunach coraz częściej widać nie tylko kibiców, ale też rodziców i najmłodszych mieszkańców wsi – te dzieciaki mają marzenie, by kiedyś choć raz zagrać w biało-niebieskich barwach.
W tej odnowionej tkance lokalnego sportu pojawił się mocny akcent współpracy z Akademią MIWO SPORT, prowadzoną przez trenera Andrzeja Rybarskiego (przeczytaj: „W Podbeskidziu kiedyś była wizja” – szczery wywiad z Andrzejem Rybarskim), co stanowiło istotny krok dla rozwoju sportu młodzieżowego w Godziszce. Ostatnio oba podmioty pochwaliły się parafowaniem partnerstwa z akademią ekstraklasowej Korony Kielce. Porozumienie zakłada, że trenerzy z Godziszki dostaną, między innymi, dostęp do nowoczesnych planów treningowych czy udziału w warsztatach prowadzonych przez kielecki klub.
Kiedy nie ma go na boisku czy na klubowych obiektach, bardzo prawdopodobne, że Tomasz Sowa do złapania jest przy klawiaturze. Od ponad dekady pisze bowiem o sporcie, historii i ludziach, którzy ten sport tworzą. Zaczynał od bloga „Historia sportu”, w czasach, gdy internet był jeszcze pełen entuzjazmu i pasji, którego prowadzi zresztą do dziś. Z czasem jego teksty zaczęły zwracać uwagę redakcji – najpierw lokalnych, potem ogólnopolskich. Współpracował bądź nadal współpracuje m.in. z TVP Sport, Onetem czy takimi portalami jak Ciekawostki Historyczne. – „Nie interesuje mnie pogoń za klikami. Lubię pisać o wartościach, o ludziach, o tym, co inspiruje” – mówi. To jego znak rozpoznawczy – zamiast prostych newsów, wybiera treści, które mają konkretną ludzką bądź historyczną wartość. Nie goni za sensacją, tylko za emocją.
Swoje teksty nazywa „reportażami o pasji”. Nie są krótkie, nie są tekstami „instant”. To opowieści, w których sport spotyka się z kulturą, historią, a czasem z nostalgią. Czytelnik znajdzie w nich zarówno poruszające losy dawnych mistrzów, jak i refleksje o współczesnym sporcie, który coraz częściej gubi sens w pogoni za wynikiem. – „Dziennikarzy dzielę na piszących, mówiących i do oglądania. Ja jestem z tych pierwszych. Kocham słowo” – podkreśla.
Nie ukrywa, że wzoruje się na mistrzach starej szkoły: Jerzym Chromiku czy Macieju Biedze – ludziach, którzy potrafią z pozornie zwykłego wydarzenia sportowego stworzyć literaturę. – „Kiedyś reportaż sportowy to była opowieść. Czuło się w niej pot, kurz, emocje. Dziś często wszystko jest szybkie, skrócone, dostosowane do algorytmu. A ja chcę wrócić do tego, żeby czytelnik po przeczytaniu czegoś poczuł emocję, a nie tylko przewinął tekst” – dodaje. To dlatego jego nazwisko najczęściej pojawia się pod długimi formami, publikowanymi w takich miejscach jak choćby czytelnia VIP TVP Sport.
Z dziennikarskiej pasji narodziła się kolejna – pisanie książek. Tomek zawsze miał potrzebę opowiadania historii pełniej, z większym rozmachem. Tak narodziło się „Lekko o atletyce, czyli historie o polskich sportowcach”, jego debiutancka książka, wydana przez Wydawnictwo SBM. To nie była encyklopedia rekordów ani zestaw suchych dat. To była opowieść – pełna emocji, anegdot i detali, które pozwalały zajrzeć za kulisy polskiej lekkoatletyki, poznać sylwetki jej mistrzów na przestrzeni lat. Od XIX-wiecznych „szybkobiegunów”, przez złote czasy Haliny Konopackiej, aż po olimpijski sukces w Tokio sprzed kilku lat – książka prowadziła czytelnika przez ponad sto lat polskiej historii „Królowej Sportu”, pisanej z pasją i szacunkiem.
Dla Tomka to był moment przełomowy – symboliczny dowód, że marzenia spełniają się nie dlatego, że są łatwe, ale dlatego, że ktoś konsekwentnie robi swoje. – „Ta książka to efekt wielu lat pracy i wiary, że słowo ma moc. Że można o sporcie pisać lekko, ale z powagą i emocją” – mówi dziś z dumą, ale i pokorą. Publikacja spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem – czytelnicy chwalili ją za styl, przystępność i ciepło, z jakim autor opisuje dawnych mistrzów. Dla niego była nie tylko debiutem literackim, ale przede wszystkim spełnieniem dziecięcego marzenia: by jego miłość do sportu mogła stać się częścią większej opowieści o ludziach, którzy ten sport tworzyli.

Dziś pracuje nad kolejną książką. Jak sam mówi – to jego najpoważniejszy projekt do tej pory, wymagający czasu, ciszy i skupienia. Nie chce zdradzać szczegółów, ale przyznaje, że to opowieść o jednym z największych sportowców wywodzących się z Beskidów, tworzona dla jednego z czołowych wydawnictw w kraju. – „To coś, co dojrzewało we mnie latami. Tym razem nie chodzi tylko o wyniki, ale o to, co po człowieku zostaje” – mówi krótko, z namysłem. Premiera publikacji prawdopodobnie w drugiej połowie 2026 roku.
Dla Tomka to nie tylko kolejne wyzwanie pisarskie, ale też symboliczny krok naprzód – dowód, że można być wiernym swoim korzeniom, a jednocześnie tworzyć rzeczy, które sięgają daleko poza lokalny świat. Pisze więc nadal – nie z obowiązku, ale z potrzeby. Bo dla niego słowo jest przedłużeniem tej samej pasji, która zaczęła się kiedyś na beskidzkim boisku.
To bodaj najświeższa ze sportowych ról Tomasza Sowy. Dwa lata temu objął w swoim Beskidzie grupę rocznika 2014. Po drodze ukończył też kurs UEFA C. – „Złapałem bakcyla. Praca z dziećmi daje mi największą frajdę. Widzisz, jak rosną, jak się zmieniają, jak uczą się nie tylko grać, ale też współpracować, przegrywać i cieszyć się z małych rzeczy” – mówi. W jego drużynie nie ma selekcji ani presji. Każdy ma swoje miejsce – niezależnie od talentu. – „Nie robimy z dzieciaków profesjonalistów na siłę. U nas każdy ma grać i czuć się częścią drużyny” – tłumaczy.
To filozofia, która idealnie pasuje do realiów małej miejscowości. W Godziszce nie ma tysięcy dzieci do wyboru, ale jest coś ważniejszego – więź i autentyczność. W klubie trenuje dziś około 80 dzieci, co przy dwóch tysiącach mieszkańców jest wynikiem imponującym. – „To spory procent miejscowości. U nas praktycznie każde dziecko ma kontakt z piłką. A co ważniejsze – większość z nich naprawdę to lubi” – mówi z dumą. Wspólnie ze współpracownikami – wspomnianym Andrzejem Rybarskim, Michałem Tomaszkiem, Dawidem Jakubcem czy Dariuszem Gębalą, stworzyli model pracy, w którym szkolenie dzieci staje się częścią życia społeczności. – „Naszym celem jest, żeby każde dziecko znalazło swoje miejsce w drużynie. Może nie każdy zostanie zawodnikiem, ale każdy może pokochać sport” – podkreśla.
Dla niego sukcesem nie jest wygrany turniej, ale to, że chłopcy po treningu zostają na boisku, żeby jeszcze chwilę pograć. – „Jak widzę, że sami chcą zostać po zajęciach i dalej grają, to wiem, że robimy coś dobrze. Chodzi o to, żeby ten sport został z nimi na lata. Żeby kiedyś, jako dorośli, wrócili tu z własnymi dziećmi”. To właśnie ta filozofia – prosta, szczera, oparta na wartościach – sprawia, że w Godziszce piłka znów stała się czymś więcej niż tylko grą.
Nie szuka fleszy ani nagród. Działa konsekwentnie, po cichu, z sercem. Z jednej strony – dla lokalnej społeczności, z drugiej zaś – dla popularyzacji sportu, który tak kocha. To nie jest historia błyskających fleszy i blichtru. To opowieść o człowieku, który codziennie udowadnia, że prawdziwa siła sportu nie tkwi w rekordach, ale w ludziach, w ich pasji, relacjach i wspólnych emocjach.
Tomasz Sowa to ktoś, kto potrafi połączyć światy: boisko i redakcję, dziecięcy entuzjazm i dorosłą odpowiedzialność, lokalne realia i ogólnopolskie projekty. Tworzy, szkoli, pisze, organizuje – nie dlatego, że musi, ale dlatego, że chce zostawić po sobie coś dobrego. W jego historii są przede wszystkim ludzie, którzy dzięki niemu odnajdują sens w prostych rzeczach: w uśmiechu dziecka po pierwszym golu, w emocjach rodzica na trybunach, w opowieści o dawnym mistrzu przeczytanej wieczorem w książce.
Godziszka zna go od zawsze. I wie, że dopóki on będzie w klubie, piłka będzie tu czymś więcej niż sportem. Będzie rytmem życia, wspólnym doświadczeniem i opowieścią, która toczy się dalej – z pokolenia na pokolenie. Bo właśnie w tym rytmie – codziennie, konsekwentnie, z sercem – żyje Tomasz Sowa.

Autor: Sebastian Snaczke
today07.11.2025, 12:01 2
today07.11.2025, 11:40 6
today07.11.2025, 11:26 3
Copyright Radio BIELSKO