Inne dyscypliny

Przemysław Niemiec: „Oprócz silnych nóg potrzebne jest też niesamowite szczęście”

today24.09.2025 11:48

Tło
share close

Przemysław Niemiec jest jednym z najbardziej utytułowanych polskich kolarzy w XXI wieku. W przeszłości rywalizował w Tour de France oraz wielu innych największych wyścigach kolarskich. Ma na swoim koncie m.in. zwycięstwo etapowe w prestiżowym wyścigu Vuelta a Espana – był pierwszym Polakiem, który tego dokonał… Od siedmiu lat jest na sportowej emeryturze. Skontaktowaliśmy się z nim, aby zapytać, jak odnalazł się w tej nowej rzeczywistości, po odwieszeniu roweru na hak… Ta rozmowa to nie wszystko, co przygotowaliśmy. To tylko zapowiedź tego, co czeka nas w najbliższym czasie. Już niedługo na naszym youtubowym kanale ukaże się wywiad, w którym poruszymy resztę wątków.

Miałem więcej czasu, gdy się ścigałem zawodowo…

Mikołaj Lorenz (Redakcja Radia BIELSKO): Jeśli dobrze liczę, to w październiku minie siedem lat odkąd zakończył Pan swoją karierę zawodową… Jak się Pan odnalazł w tej nowej rzeczywistości?

Przemysław Niemiec: Generalnie czasami się śmieję, że miałem więcej czasu, gdy się ścigałem zawodowo. Wtedy wszystko było poukładane, każdy moment dnia, było wiadomo co i jak, a teraz tych rzeczy do zrobienia jest mnóstwo…. i tego czasu brakuje, także jestem cały czas w biegu.

ML: Czyli się Pan nie nudzi…a czy ciężko się było przestawić i wyjść z tego reżimu treningowego?

PN: Nie, to nie było trudne. Ja się ścigałem bardzo długo… zawodowo jeździłem 17 lat, także to był już taki nawyk u mnie, te treningi, zaplanowany czas w ciągu dnia. Po zakończeniu kariery zostałem dalej w kolarstwie, bo wtedy poszedłem pracować przy organizacji Tour de Pologne, także w tym świecie kolarskim nadal byłem i nie przeszkadzał mi brak ścigania. {…} Na rowerze nadal bardzo lubię jeździć, ciągle jeżdżę, nawet bardzo dużo, ale ścigać to by mi się już nie chciało, już się dość w życiu „naścigałem”.

ML: Widziałem, że sporo na tym rowerze Pan ciągle jeździ. Ostatnio był chyba jakiś wyjazd do Włoch?

PN: Tak, ja co roku organizuję jeden taki wyjazd na wiosnę i drugi właśnie końcówką lata do Włoch. Jeździmy na Stelvio – to jest najsłynniejsza przełęcz we Włoszech, jak nie w Europie. To jest w ogóle najwyższa przejezdna przełęcz… no i tam po prostu zbieram ekipę takich amatorów. Jeździmy sobie tam co roku i pokazuję im te wszystkie najsłynniejsze przełęcze. Co roku to się sprawdza… fajnie spędzone kilka dni na rowerze.

Przemysław Niemiec
fot: Adam Kilmek

Trzeba zapytać moich kolegów, jaka jest moja forma

ML: No właśnie widziałem zdjęcia… widoki piękne, a pytanie jak forma?

PN: Trzeba zapytać moich kolegów, jaka jest moja forma, bo oni są załamani. (śmiech) Ktoś się mnie pyta nieraz, czy nadal trenuje, a ja już nie trenuję w ogóle, ja po prostu wsiadam na rower i jadę. Jak mam ochotę, to jadę szybciej, jak mam ochotę, to wolniej.  Zero jakichś tam jednostek treningowych… ja po prostu wsiadam i jadę, ale ta forma chyba jest nadal niezła, bo radzę sobie na tych podjazdach. Mam taką zaletę, że w ogóle nic nie przytyłem po zakończeniu kariery, mimo tego, iż nie patrzę na dietę, na wagę i na to co jem.

ML: A gdzie najczęściej Pan jeździ w naszym regionie? Salmopol? Żar?

PN: Na Żarze w tym roku byłem dwa, może trzy razy. Ja generalnie się tu gdzieś kręcę, po okolicy, Żywiecczyzna czy okolice Bielska właśnie. Jakaś Wisła czy Ustroń, to tam pojadę, ale raz na jakiś czas, po prostu już mi się tak nie chcę. Wolę się tutaj się  gdzieś pokręcić po okolicy, albo też właśnie jakieś inne rejony… Teraz w sobotę pojechałem na taki maraton w Bieszczady, to przejechałem w ciągu dnia 315 kilometrów, dziesięć i pół godziny mi to zajęło.

ML: Wiemy już, że ciągle Pan jeździ, a czy śledzi Pan to, co się dzieje w światowym peletonie? Ogląda Pan wyścigi kolarskie?

PN: Tak, nadal oglądam, nadal śledzę. Co prawda, twarze się tam zmieniają bardzo dynamicznie, już wielu kolarzy po prostu nie znam, bo są to młode chłopaki, ale śledzę te wszystkie najważniejsze wyścigi. Na tych wyjazdach, które organizuję w marcu, no to jedziemy właśnie na dwa wyścigi zawodowe, zobaczyć to na żywo. Jedziemy na słynne Strade Bianche, czyli ten wyścig, gdzie kolarze jeżdżą po szutrach oraz na Tirreno-Adriatico, bo to są dwa wyścigi, jeden po drugim. {…} Większość, tych ekip i ludzi znam, bo pracownicy tych zespołów to są moi byli dyrektorzy, mechanicy, albo masażyści. Ci ludzie, z którymi ja pracowałem te 10, czy 15 lat temu, oni nadal tam są i te kontakty są ciągle utrzymywane, ale jeżeli chodzi o same kolarstwo, to ono bardzo się zmieniło w porównaniu do tego jak ja się ścigałem…

Przemysław Niemiec
fot: BettiniPhoto

Oprócz silnych nóg potrzebne jest też niesamowite szczęście

ML: A jak zmienił się ten sport w porównaniu do czasów gdy Pan się ścigał?

PN: Teraz ściganie wygląda zupełnie inaczej, jest bardziej dynamiczne. Przede wszystkim kolarze dużo szybciej jeżdżą, bo widać, że pobijają jakieś kolejne rekordy historyczne, zwłaszcza na podjazdach. Są młode chłopaki i biją te rekordy… zmieniło się też to, że za moich czasów mówiono, że najlepszy wiek dla kolarzy to jest około 30 lat. Teraz jak kolarz ma 30 lat, to jest już stary. Ci kolarze, którzy wygrywają, mają po 20-25 lat. Czyli ta granica się przesunęła o 5 lat. {…} Ja kontrakt do tej najwyższej ligi – World Touru, podpisałem jak miałem 30 lat, a teraz, teraz w tym wieku, to bym był za stary dla większości ekip, także ten wiek się bardzo przesunął.

ML: No właśnie, trochę się pozmieniało, a jak Pan ocenia obecny poziom polskiego kolarstwa? Widzi Pan następców, którzy mogą dorównać zawodnikom z waszego pokolenia? Może mamy w regionie kogoś o odpowiednim potencjale?

PN: Aktualnie odbywające się mistrzostwa świata w Rwandzie pokazują, że jakiś tam potencjał jest. Młodzi kolarze są w tych czołówkach światowych, tylko pytanie, ilu z nich uda się przedostać do World Touru. W tym roku karierę kończy Rafał Majka, Michał Kwiatkowski też pewnie zakończy nie długo i nie widać następnych chętnych do tego, żeby do tego World Touru wejść. Obawiam się tego, że za dwa, trzy lata w World Tourze możemy mieć jednego, albo dwóch zawodników, a były czasy, gdy było nas 15. {…} Mamy ten klub w Kętach, Sokół został reaktywowany, też tam coś działam. Mamy tam młodych chłopaków, którzy walczą na wyścigach krajowych. Trzeba poczekać i może ktoś z tych pięćdziesięciu zawodników się wybije na wyższy poziom, tak jak się to udało mnie, czy Marcie Lach. Oprócz silnych nóg potrzebne jest też niesamowite szczęście…

 

 

 

Autor: Mikołaj Lorenz