Listeners:
Top listeners:
play_arrow
Radio BIELSKO Przeboje non-stop
play_arrow
Radio EXPRESS FM Prawdziwa Lokalna Stacja
play_arrow
Radio DISCO Zawsze w rytmie!
play_arrow
Radio MEGA Mega Przeboje!
play_arrow
Radio NUTA Same dobre nuty!
Już 22 listopada odbędzie się pierwszy konkurs tego sezonu. Tegoroczną inaugurację Pucharu Świata gościć będą Norwegowie, a dokładniej norweskie miasteczko Lillehammer, jednak zanim to nastąpi, warto cofnąć się nieco do tyłu i trochę powspominać… Wrócimy dziś do wydarzeń z przełomu XX i XXI wieku – to właśnie wtedy wybuchła „Małyszomania”, dzięki której miliony Polaków pokochały skoki narciarskie…
Turniej Czterech Skoczni w sezonie 2000/01 był w naszym kraju momentem przełomowym jeśli chodzi o popularność i odbiór skoków narciarskich. To właśnie wtedy „Orzeł z Wisły” zadziwił cały świat i ku uciesze polskich fanów wygrał prestiżowy cykl. Jednak o tym, że Adam Małysz potrafi skakać, wiedziano już wcześniej…
Już w wieku 19 lat, podczas kampanii 1995/96 wiślanin pokazywał, że ma możliwości, aby rywalizować z czołówką. Od drugiej połowy wspomnianego sezonu plasował się w czołowej dziesiątce, a zwieńczeniem tego udanego okresu były występy pod koniec zimy. To wtedy w Iron Mountain Małysz pierwszy raz stanął na podium zawodów Pucharu Świata. Następnie ten wyczyn powtórzył jeszcze w Lahti i w Falun.
Kulminacją tej zwyżki formy był finał sezonu w Oslo. Na Holmenkollen swoją trzecią – i ostatnią Kryształową Kulę odbierał Andreas Goldberger. Jednak uwagę polskich kibiców przykuło coś zupełnie innego… Pierwsza wygrana Adama Małysza – wymarzone zwieńczenie zimy. Na tym jednak nie poprzestał i w kolejnym roku dołożył dwie następne. Wydawało się więc, że historia piszę się na naszych oczach… Potem coś się zacięło i na kolejne radosne rozdziały trzeba było trochę poczekać…

Później przyszedł kryzys… A dyspozycja Małysza uległa znacznemu pogorszeniu. Osiągał wyniki, które mogły poważnie martwić, a światełka w tunelu próżno było szukać. Skoczek poważnie rozmyślał nawet nad zakończeniem swojej przygody sportowej i zajęciu się wyuczonym przed laty zawodem. Do pozostania przy skakaniu namówili go jednak najbliżsi.
Latem 1999 roku polską kadrę przejął Apoloniusz Tajner, który zastąpił na tym stanowisku Czecha Pavla Mikeskę. To właśnie pod batutą krajowego szkoleniowca Adam Małysz nie tylko zdołał odbudować formę, ale również wzbić się na nieosiągalny wcześniej poziom.
To był dziwny sezon. Przed Turniejem Czterech Skoczni skoczkowie rywalizowali tylko w fińskim Kuopio. Problemy ze śniegiem w Europie sprawiły, że niemal cała obsada Pucharu Świata zjechała się do Saint Moritz, bowiem zwyczajnie tylko na tym obiekcie dało się skakać. Spokojnie trenowano więc w Szwajcarii. Już tam podobno było widać, że Małysz jest w niesamowitym gazie. Wielu świadków tamtych przygotowań mówiło otwarcie, że będzie jednym z faworytów zbliżającej się imprezy.
„Orzeł z Wisły” już w Oberstdorfie udowodnił, że te opinie nie były chybione. Polak zaliczył udaną inaugurację turnieju. Zawody ukończył na 4. lokacie. Jeszcze lepiej było podczas noworocznego konkursu w Garmisch-Partenkirchen – poprawił się o jedną pozycję i wskoczył na podium. Był to jego najlepszy rezultat od blisko czterech lat!

To, co najlepsze, przyszło dopiero podczas austriackiej części zmagań… W Innsbrucku Małysz nie tylko wygrał – on znokautował swoich rywali. Skoki na 111,5 i 118,5 metra pozwoliły mu wygrać z niebotyczną przewagą 44,9 punktu nad drugim Janne Ahonenem. W tym momencie jasne stało się, że jedynie absolutna katastrofa może pozbawić go historycznego triumfu. Do Bischofshofen jechał, aby zwieńczyć dzieło – dopełnić formalności.
O minimalizmie nie było jednak mowy. Wiślanin kolejny raz zdeklasował konkurentów… Historyczne zwycięstwo w 49. Turnieju Czterech Skoczni stało się faktem. W tej jednej chwili Małysza pokochała cała Polska, nawet ludzie, którzy na co dzień nie interesowali się sportem, nie mogli przejść obojętnie obok tego sukcesu.
W Polsce wybuchło prawdziwe szaleństwo, chyba każdy w naszym kraju wiedział, kim jest Adam Małysz. Skalę tego zjawiska najlepiej obrazował weekend w Harrachowie – następny przystanek po turnieju. Takiego najazdu polskich fanów nie spodziewał się chyba nikt. To małe – liczące nieco ponad 1000 mieszkańców miasteczko nigdy wcześniej nie widziało podobnych tłumów. Tysiące polskich fanów wybrało się do miejscowości położonej tuż za naszą granicą, aby na własne oczy zobaczyć objawienie ostatnich tygodni…
Od tego się zaczęło, a co było później, wszyscy dobrze wiemy. O tym może innym razem…

Autor: Mikołaj Lorenz
today03.11.2025, 12:35 1
today03.11.2025, 11:54 3
Copyright Radio BIELSKO