Skoki narciarskie

Tomasz Pilch: „Być może narzuciłem sobie zbyt duże oczekiwania i presję…”

today03.10.2025 15:56

Tło
share close

Przed laty Tomasz Pilch był postrzegany jako złote dziecko polskich skoków. Początek jego kariery był niezwykle udany, ale niestety, jak to często bywa w świecie sportu, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Ogromne oczekiwania, jakie były przed nim stawiane i medialna presja, z pewnością nie pomogły w spokojnym rozwoju. Dziś próbuje odbudować się w zawodach niższej rangi. W rozmowie z naszą redakcją podzielił się swoimi wspomnieniami, a także planami na zbliżającą się zimę 

Być może sam sobie narzuciłem zbyt duże oczekiwania i presję…

Mikołaj Lorenz (Redakcja Radia Bielsko): Jak idą twoje przygotowania do zimy oraz jakie masz oczekiwania przed nadchodzącym sezonem?

Tomasz Pilch: Myślę, że przygotowania idą w porządku. Te wyniki pokazują, że zmierza to w dobrą stronę. Pojawiła się większa pewność i wiem, że stać mnie na to, żeby jeszcze walczyć o jak najwyższe cele.

ML: Masz w sobie cały czas wiarę, że uda się wrócić do odpowiedniej dyspozycji? Ostatnie lata nie wyglądały tak, jakbyś tego oczekiwał. Masz jakąś diagnozę, czemu ta twoja kariera nie potoczyła się po twojej myśli? 

TP: Szczerze mówiąc, nie wiem, dlaczego to tak wyhamowało, możliwe, że mnie po prostu przerosło to wszystko, ale nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, dlaczego tak się stało. Gdzieś coś się po prostu zgubiło. Wiadomo też, że skoki są takie, a nie inne. To jest ciężki sport i jednego dnia można skakać źle, a drugiego już dobrze. Po prostu to wyhamowało…

ML: A ta cała otoczka, która się wokół ciebie wytworzyła, była dodatkowym obciążeniem? Zostałeś okrzyknięty złotym dzieckiem polskich skoków. Kask Red Bulla, duże zainteresowanie mediów. Ta presja cię przygniotła? 

TP: To na pewno gdzieś tam siedzi w głowie, ale też nie chcę zwalać wszystkiego na presję ze strony otoczenia, być może sam sobie narzuciłem zbyt duże oczekiwania i presję… Może to też było powodem spadku mojej formy, a nie to, że media tworzyły koło mnie całą tę otoczkę. Czasami naprawdę było ciężko z tym wszystkim. Jeszcze jak się było młodszym, no to na pewno to było trudne, wszyscy po prostu oczekiwali ode mnie wyników. Ja też ich oczekiwałem, bo bardzo szybko zacząłem dobrze skakać, pierwszy Puchar Kontynentalny wygrałem jak miałem 17 lat. 

„Popełniłem sporo błędów ”

ML: Zainteresowanie mediów potęgował też z pewnością fakt, że Adam Małysz jest twoją rodziną. Powiedz mi, bycie siostrzeńcem takiego wielkiego sportowca pomaga, czy przeszkadza?
 
TP: Nie zastanawiałem się nad tym nigdy. Myślę, że z jednej strony pomaga, a z drugiej gdzieś jednak to siedzi w głowie, że wszyscy oczekują od ciebie, nie wiadomo czego i pod tym względem to troszkę przeszkadza. Nie ma co ukrywać, że z tego względu była na mnie nałożona bardzo duża presja. Nie chce też wszystkiego na to zwalać, bo ja sam również popełniłem sporo błędów i narzuciłem sobie zbyt duże oczekiwania.
 
ML: Jako nastolatek zadebiutowałeś w Pucharze Świata, to był sezon 2017/18  Chyba fajne wspomnienia co?
 
TP: Tak, pamiętam to bardzo dobrze, ja wtedy pojechałem do Kanady na FIS CUP, tam skakałem całkiem nieźle, bo wchodziłem do czołowej dziesiątki i trener postanowił, że wystawi mnie też w Pucharze Kontynentalnym, który się tam odbywał w tym samym czasie. Tak się złożyło, że wygrałem ten konkurs – to było dużym zaskoczeniem. Później w Ruce przyszło kolejne zwycięstwo i człowiek sobie zaczął uświadamiać, że jednak to nie był przypadek, że wygrałem w Kanadzie. To mi pokazało, że naprawdę moja forma idzie w dobrym kierunku. To zaowocowało tym, że dostałem szanse debiutu w Pucharze Świata podczas Turnieju Czterech Skoczni, to już było takie wydarzenie, którego nie zapomnę do końca życia. Pojawiło się też duże zainteresowanie mediów, było to bardzo stresujące, ale fajne wspomnienia, a później to Zakopane, gdzie zdobyłem te pierwsze punkty, tam presja była już mniejsza, choć pamiętam, że w drugiej serii zepsułem skok i spadłem na 30. miejsce, a byłem wyżej po pierwszej serii. No ale tak jak mówię, jest na pewno co wspominać…
 
ML: W tym samym sezonie otarłeś się też o medal na Mistrzostwach Świata Juniorów, do podium brakło zaledwie 0,2 punktu. Jak teraz patrzę na obsadę tamtego konkursu, to wygląda ona całkiem okazale. Zwyciężył Marius Lindvik, drugi był Constantin Schmid, a brązowy krążek odebrał ci Clemens Leitner. Za tobą uplasowali się, chociażby, Jan Hoerl, Domen Prevc, czy Paweł Wąsek… co czułeś po tym konkursie?
 
TP: Na początku był niedosyt – to oczywiste. Byłem wkurzony… To była jedna z najważniejszych imprez w wieku juniorskim i bardzo chciałem tego medalu, ale tak po czasie sobie uświadomiłem, że tak naprawdę Mistrzostwa Świata Juniorów nie są wyznacznikiem. Sam medal nie daje gwarancji zrobienia wielkiej kariery. Był niedosyt, ale dziś po prostu cieszę się z tego czwartego miejsca.

Czasami trzeba zrobić dwa kroki w tył, żeby ruszyć do przodu

ML: W swojej karierze miałeś okazje występować w zawodach Pucharu Świata. Dziś startujesz w zawodach rangi FIS Cup, wkurza cię to tak po ludzku? Jest to dla ciebie frustrujące, że nie możesz, póki co iść wyżej?
 
TP: Jest to trochę wkurzające, ale rzeczywistość jest taka, jaka jest i muszę dawać z siebie cały czas 100%. Czasami trzeba zrobić dwa kroki w tył, żeby ruszyć do przodu. Nie przeszkadzało mi to, że będę startował w FIS Cup’ie. Po prostu to zaakceptowałem i dawałem z siebie wszystko. Myślę, że te ostatnie wyniki pokazują, że mogę iść i rywalizować wyżej. Wiadomo, że trzeba popracować nad tymi skokami, żeby były jeszcze lepsze, bo mam takie możliwości. Mam nadzieję, że po prostu uda mi się osiągnąć taki poziom, że będę mógł wrócić do Pucharu Świata, lub do takiego poziomu, żeby wchodzić do tej dziesiątki w „kontynentalu”.
 
ML: A czego brakuje w tych twoich skokach? Nad czym obecnie pracujesz?
 
TP: Nad odbiciem, jeszcze cały czas próbuję złapać tę stabilność, bo nie wszystkie skoki są takie, jak bym chciał. Raz jest lepszy, raz gorszy. Dwa tygodnie temu we Frensztacie skakałem w porządku, a przyjeżdżając do Hinterzarten, gdzie skocznia mi po prostu nie podpasowała, nie potrafiłem tam w ogóle skakać. Nie umiem rozpracować tej skoczni i właśnie najwięcej na tym odbiciu tam traciłem.
 
ML: Chciałbym cię jeszcze zapytać o twojego kolegę z reprezentacji. Kacper Tomasiak prezentuje się ostatnio kapitalnie. Można powiedzieć, że jego sytuacja jest podobna do tej, w jakiej ty się znalazłeś przed laty – ogromny wystrzał formy w młodym wieku. Co byś mógł mu doradzić jako starszy kolega, żeby nie popełnił tych samych błędów co ty?
 
TP: Kacper ostatnio naprawdę świetnie skacze. Patrzyłem z boku na niego jak skakał w Hinterzarten, robiło to ogromne wrażenie, że on aż tak dobrze skacze. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że on miał latem jakieś trzy tygodnie przerwy przez upadek na Wielkiej Krokwi. Jak wrócił na skocznie, to zaczął super skakać, od tamtego momentu jest tylko lepiej i oby tak dalej… A co bym mógł mu doradzić? Hmm… może po prostu, żeby nie nakładał na siebie tak dużej presji oraz żeby nie przejmował się tą całą otoczką, tym co ludzie piszą w internecie, bo to siada mocno na głowę. Niech po prostu dalej robi swoje.
 
ML: To tak na sam koniec, chciałbym cię zapytać o twoje najlepsze wspomnienie związane ze skokami, może to będzie jakiś jeden konkretny skok, albo konkurs… Pierwsze co ci przychodzi do głowy
 
TP: No to pierwsze zwycięstwo w Pucharze Kontynentalnym i pierwsze punkty w Pucharze Świata… a jeśli chodzi o jeden skok, no to na pewno skok w Lake Placid na Pucharze Świata z kwalifikacji, które skończyłem w czołowej dziesiątce. To są takie momenty, które zapadły mi w pamięć.
 
 
 
 
 
 
 

 

Autor: Mikołaj Lorenz