Listeners:
Top listeners:
play_arrow
Radio BIELSKO Przeboje non-stop
play_arrow
Radio EXPRESS FM Prawdziwa Lokalna Stacja
play_arrow
Radio DISCO Zawsze w rytmie!
play_arrow
Radio MEGA Mega Przeboje!
play_arrow
Radio NUTA Same dobre nuty!
Sezon zimowy coraz bliżej! Już za nieco ponad dwa tygodnie rozpocznie się Puchar Świata. Jednak zanim najlepsi skoczkowie zasiądą na belce startowej w norweskim Lillehammer, warto trochę powspominać. Poprzednio przypominaliśmy sobie piękne chwile zawodników z naszego regionu. Dziś nadszedł czas, aby wrócić także do tych nieco smutniejszych wydarzeń… W 2018 roku Stefan Hula był o krok od zdobycia medalu Igrzysk Olimpijskich, wydawało się, że zrobił wszystko, co tylko mógł, aby krążek zawisł na jego szyi. Wszystko popsuły jednak niedokładne przeliczniki punktów za wiatr.
Stefan Hula przez znaczną część swojej kariery był uważany za skoczka przeciętnego. Co jakiś czas pojawiał się na starcie Pucharu Świata – z lepszymi, bądź gorszymi rezultatami, ale furory nigdy nie zrobił. Często zmagania kończył już po pierwszej serii, a gdy udawało mu się wskoczyć do drugiej, to przeważnie plasował się dość nisko… Aż w końcu coś drgnęło
Najlepszym okresem w karierze Stefana Huli bez wątpienia była kampania 2017/18. Doświadczony wówczas skoczek, pod wodzą Stefana Horngachera wszedł na nieosiągalny dotąd poziom. Miał już 31 lat, więc najmłodszy z pewnością nie był, ale nie przeszkodziło mu to w odnotowaniu życiowego sezonu.
Dobrze skakał już na początku zimy. Inauguracyjne zawody w Wiśle ukończył na siódmej pozycji – co było dla niego jednym z najlepszych wyników w całej dotychczasowej historii startów wśród elity. Później również prezentował się nieźle. Udało mu się kilkukrotnie wskoczyć do czołowej dziesiątki, a w Zakopanem otarł się nawet o podium. To sprawiło, że znalazł się w kadrze na Igrzyska Olimpijskie…
Konkurs na skoczni normalnej był pierwszą okazją do walki o olimpijskie medale. Warunki, jakie panowały tego dnia, do łatwych nie należały. Było bardzo zimno, ale co najgorsze – wiał silny wiatr. To sprawiło, że konkurs, który jest najważniejszym sprawdzianem czterolecia, stał się jedną wielką wietrzną loterią, która dodatkowo bardzo mocno się przeciągała.
Hula do Pjongczangu leciał w bardzo dobrej dyspozycji, ale raczej nie znalazłby się odważny, który wymieniłby go w gronie faworytów do czołowych lokat… Jakież było zdziwienie, gdy na półmetku zmagań to właśnie on zajmował pierwszą pozycję. Polak skoczył zdecydowanie najdalej, z pewnością miał też sporo szczęścia do warunków. Uzyskał 111 metrów – to był najdłuższy skok pierwszej serii. Ogromne powody do radości kibicom dał też Kamil Stoch – zawodnik z Zębu plasował się tuż za plecami Stefana Huli…
Druga odsłona konkursu również nie należała do łatwych. Pod koniec zawodów absurdów nie brakowało. Całość niesamowicie się przeciągała, a kulminacją tego wszystkiego była sytuacja z Simonem Ammannem. Szwajcar z belki ściągany był aż pięciokrotnie. Między kolejnymi próbami wejścia na platformę startową, gdy siedział i marznął, przykrywano go kocem.

To były kuriozalne obrazki. Zdecydowanie nie tak powinna wyglądać rywalizacja na Igrzyskach Olimpijskich. Jednak jak się powiedziało „a”, to trzeba powiedzieć „b”… Było już za późno, żeby się wycofać. Kolejni zawodnicy odbijali się z progu, a odległości potrzebne do objęcia prowadzenia, które wyświetlał komputer, robiły się coraz dziwniejsze.
Przyszła kolej na biało-czerwonych. Kamil Stoch, który bronił tytułu sprzed czterech lat, uzyskał 105,5 metra – to było za mało. Czwarte miejsce, tuż za plecami Roberta Johanssona. Do Norwega stracił zaledwie 0,4 punktu. Na górze pozostał już tylko sensacyjny lider po pierwszej serii…

–Stefan, czy ty wiesz, co to jest być mistrzem olimpijskim? Leć! Raduj nas, nasze serca… Daleko, daleko… Aj zabrakło, ale i tak piękny skok. Powinien być na podium! Wellinger jest mistrzem olimpijskim… 105 – tyle trzeba było skoczyć, by zająć drugie miejsce… I teraz popatrzmy. Myślę, że będziemy mieli medal… Nie obronił Kamil tytułu mistrza olimpijskiego, ale medal powinien być… I to ten niespodziewany, ten, który się tak kręcił po tej kadrze, jak niepotrzebna postać, a później – w ciągu ostatniego roku wyrósł na postać ważną, potrzebną, niezbędną wręcz do tego, by zdobywać medale na Mistrzostwach Świata i Igrzyskach Olimpijskich… Są już wszyscy razem i czekają… A werdykt jest… Piąty…- nie dowierzał komentujący te zawody Włodzimierz Szaranowicz
Stefan Hula przegrał medal o 0,9 punktu. Po lądowaniu jasne było, że do zwycięstwa zabrakło kilku metrów, ale wydawało się, że na podium stanie… Zadecydowały jednak odjęte punkty za wiatr. Wartość, którą odjęto od noty Polaka była na tyle duża, że spadł na piątą lokatę. Sam zainteresowany mówił później, że wcale nie czuł, żeby warunki aż tak mu pomagały i wiele wskazuje na to, że miał rację.
System pomiaru wiatru od lat budzi wiele wątpliwości. Ogromną bolączką jest to, że nie mierzy on podmuchów w czasie rzeczywistym, tylko zbiera dane przez kilka sekund, a następnie wyświetla uśredniony pomiar. Nic więc dziwnego, że Hula nie czuł pomocy w powietrzu. Czujniki wykryły bowiem mocny podmuch, ale dopiero gdy wylądował.
Mimo ogromnego sukcesu, jakim niewątpliwie była piąta pozycja, niedosyt był całkowicie zrozumiały. Zawodnikowi ze Szczyrku naprawdę niewiele zabrakło, aby zapisać kolejną piękną kartę w historii polskich skoków…
Czytaj także: To wtedy zaczęła się „Małyszomania”…
Autor: Mikołaj Lorenz
Copyright Radio BIELSKO