Piłka nożna

Świt Cięcina buduje przyszłość. Odrodzenie klubu krok po kroku

today08.10.2025 15:05

Tło
share close

Klub z Cięciny to przykład, że w lokalnym futbolu liczy się cierpliwość i konsekwencja. Po trudnych latach i upadku klubu Świt powrócił na piłkarską mapę regionu. Dziś nie goni za szybkimi sukcesami – stawia na wychowanków, szkolenie dzieci i rozwój własnych struktur.

Od upadku do odbudowy

Dziewięć lat temu w Cięcinie zgasło światło. Świt – klub, który przez lata był solidnym zespołem ówczesnej, silniejszej niż dzisiejsza „okręgówki” – zniknął z rozgrywek. Zespół seniorów, prowadzony przez trenera Seweryna Kośca po sezonie 2015/16 został wycofany z rozgrywek, zawodnicy rozeszli się po okolicznych drużynach, a stadion – jeszcze niedawno tętniący życiem – opustoszał. Zostało boisko, gospodarz i wspomnienia. Tyle.

„Przyszedłem do klubu, który przestał istnieć. Został trener, gospodarz i boisko. Postanowiliśmy z panem Markiem Durajem spróbować to odbudować” – wspomina dziś prezes Andrzej Łącki. Wtedy wielu pukało się w czoło. Bo kto przy zdrowych zmysłach zabiera się za działanie w miejscu, gdzie nie ma już nic? Ale właśnie w tej ciszy po spadku, w tej sportowej próżni, narodził się pomysł, by spróbować raz jeszcze – tylko inaczej.

Andrzej Łącki i Marek Duraj nie byli ludźmi z zewnątrz. Od lat pracowali jako dyrektorzy lokalnych szkół podstawowych – znali miejscowych chłopaków, mieli świadomość, że w tej wsi jest potencjał. Ale też wiedzieli, że jeśli ma to przetrwać, to nie może być budowane na chwilę. – „Powiedziałem, że za osiem lat zbudujemy drużynę, która zagra na szczeblu seniorskim. Pomału, bez fajerwerków” – mówi dziś Andrzej Łącki. Zaczęło się od dzieci. Pierwsze treningi, parę piłek, kilku rodziców w roli wolontariuszy. Bez wielkich słów, za to z pasją i cierpliwością. Krok po kroku, rocznik po roczniku, Świt zaczynał od nowa. Tam, gdzie wcześniej były puste trybuny, znów słychać było śmiech i krzyk najmłodszych.

Przez kolejne lata klub rósł powoli, ale konsekwentnie. Dziecięce drużyny zaczęły odnosić pierwsze wyniki, potem doszli trampkarze i juniorzy. Kiedy pojawiły się pierwsze sukcesy w młodszych rocznikach, pojawiło się też coś ważniejszego – zaufanie. Rodzice zaczęli wierzyć, że warto przyprowadzić tu dziecko. Zawodnicy, którzy wcześniej szukali miejsca w sąsiednich klubach, wracali. W końcu, po kilku latach pracy u podstaw, Świt znów wystawił zespół seniorów – zgłaszając się w 2019 roku do żywieckiej B Klasy.  Zespół, który nie miał nazwisk, ale miał charakter. Drużynę złożoną z ludzi, którzy dorastali razem, znali się z boisk, z podwórek, z lekcji wychowania fizycznego. 

Dziś Świt Cięcina gra drugi sezon w A-klasie, a za jego plecami stoi już pokolenie wychowanków, które dorastało wraz z klubem. W miejscu, gdzie jeszcze niedawno był tylko kurz i cisza, znów pachnie trawą, słychać doping i widać sens. To nie jest historia o spektakularnym awansie. To historia o cierpliwości, o pracy u podstaw i o ludziach, którzy – gdy wszystko runęło – mieli odwagę powiedzieć: zaczynamy od nowa.

Zarząd klubu LKS Świt Cięcina powołany w 2017 roku
Zarząd klubu LKS Świt Cięcina powołany w 2017 roku / fot. www.ciecina.eu

Rodzinny klub z charakterem

W Cięcinie piłka nożna ma swoje nazwisko – Łącki. Andrzej – prezes, społecznik, człowiek, który uratował klub – i jego syn Maciej, dziś lider drużyny i trener grup młodzieżowych. Dwóch Łąckich, dwa pokolenia, jedno spojrzenie na futbol. – „Najbardziej przechlapane mamy w domu” – śmieje się prezes. – „Bo jak już się spotykamy, to zawsze kończy się na Świcie. Ale działa, bo obaj mamy do tego serce.”

Maciej to nie jest przypadkowy zawodnik. Jeszcze jako młody chłopak był testowany w klubach z Ekstraklasy, grał w kilku mocnych, lokalnych klubach jak LKS Czaniec czy Góral Żywiec, trenował z ludźmi, od których można było się uczyć. Dziś przekazuje to doświadczenie dalej – młodszym kolegom, dzieciakom z akademii, i tym, którzy dopiero wchodzą do drużyny. – „Ma to coś” – mówi o nim ojciec. – „To lider z krwi i kości. Jak trzeba, powie ostro. Jak trzeba, przytuli. Dla tych chłopaków jest jak starszy brat.”. Poza Maciejem Łąckim w kadrze jest też kilku doświadczonych zawodników, przy których rośnie młodzież, by wymienić choćby Stanisława Kupczaka czy Damiana Berka.

Maciej Łącki na treningu dzieci LKS Świt Cięcina
Maciej Łącki na treningu dzieci / fot. profil facebook LKS Świt Cięcina

Świt to dziś nie tylko drużyna, ale społeczność. Młodzi zawodnicy trenują razem, później zostają, żeby kibicować starszym. Na trybunach rodzice, dzieci, znajomi. Czasem ktoś przywiezie ciasto, czasem kiełbasa pójdzie na grilla po meczu. Klub, który w papierach wygląda zwyczajnie, w rzeczywistości jest czymś dużo większym – wspólnym punktem spotkań i emocji. W tej prostocie jest siła. Nie ma tu rozdmuchanego budżetu, sztucznego splendoru ani zawodników „na kontrakt”. Jest codzienność, determinacja i zwyczajna radość z bycia razem. – „My nie musimy nikogo kupować” – podkreśla prezes. – „My ich wychowujemy.”

Praca u podstaw

To, co dzieje się dziś w Cięcinie, nie jest przypadkiem. Świt ma już za sobą setki godzin treningów, dziesiątki turniejów i mnóstwo drobnych, ale konsekwentnych decyzji, które składają się na coś znacznie większego – system. W klubowej szkółce trenuje już ponad sto dzieci. Od czterolatków, które dopiero uczą się łapać równowagę przy piłce, po piętnastolatków grających w lidze wojewódzkiej B2. Roczniki są poukładane, treningi mają rytm, a każdy zespół ma swojego opiekuna. To mały ekosystem, który działa dzięki zaangażowaniu kilku pasjonatów.

„Zaczynaliśmy od kilku dzieciaków, dziś mamy pełne grupy. I to nie dlatego, że robimy cuda. Po prostu jesteśmy konsekwentni” – mówi Łącki. To właśnie z tych grup klub chce w przyszłości budować drużynę seniorską. Co roku kolejni chłopcy kończą wiek juniora i wchodzą do kadry pierwszej drużyny. Ten proces już trwa – w obecnym zespole gra kilku wychowanków, którzy jeszcze niedawno występowali w rozgrywkach młodzieżowych.

Świt nie chce iść drogą najłatwiejszą – ściągać zawodników za pieniądze. W Cięcinie wiedzą, że krótkie skróty nie prowadzą do stabilności. – „Zawodnikowi można pomóc, ale nie kupować lojalności. Chcemy, żeby grali ci, którzy czują klub” – tłumaczy prezes. Taka filozofia przynosi efekty. Wyniki przychodzą powoli, ale przychodzą. Zespół seniorów gra coraz dojrzalej, młodsze drużyny zaczynają rywalizować z renomowanymi akademiami, a boisko w Cięcinie znów tętni życiem.


 

Coraz jaśniej świeci

Świt Cięcina nie tylko przetrwał – dziś potrafi wygrywać. Ten sezon to najlepszy dowód. Zespół prowadzony od lata tego roku przez Mateusza Motykę prezentuje się dojrzale, gra z pomysłem i charakterem, a przede wszystkim – punktuje. Nowy szkoleniowiec, wychowany w piłkarskim środowisku regionu, szybko zyskał szacunek w szatni i tchnął w drużynę świeżą energię. Widać rękę trenera, a przede wszystkim – zaufanie zawodników, którzy coraz częściej grają „na pamięć”. W ostatnich tygodniach Świt pokazał, że potrafi rywalizować z każdym. Zwycięstwo nad Góralem Żywiec (o tym więcej tutaj: Świt coraz jaśniej świeci. Góral ponownie bez punktów), solidna postawa w meczach z zespołami z górnej części tabeli, coraz większa pewność siebie – to już nie są przypadkowe „przebłyski”. To konsekwencja pracy, cierpliwości i mądrego budowania drużyny. – „Nabraliśmy doświadczenia, zespół się zgrał. Nie ma wielkich nazwisk, ale jest kolektyw i praca” – podkreśla prezes Andrzej Łącki.

W Cięcinie coraz częściej słychać pytanie: czy to już moment, by pomyśleć o powrocie na wyższy poziom? Bo choć prezes unika wielkich słów, a w klubie nikt nie chce głośno mówić o awansie, to trudno nie zauważyć, że coś się zmienia. Ta drużyna gra dojrzalej, pewniej, z większą świadomością. Młodzież z akademii coraz śmielej wchodzi do kadry meczowej, a starsi zawodnicy dają jej solidne oparcie. To wszystko przekłada się na wyniki – na dzień pisania tego tekstu Świt zajmuje drugie miejsce w tabeli żywieckiej Klasy A i coraz odważniej spogląda w stronę lidera. W klubie nikt nie mówi o awansie wprost, ale wystarczy posłuchać rozmów po meczach, by poczuć, że ta iskra już się tli.

Czy Świt jest gotowy na powrót do ligi okręgowej? Może jeszcze za wcześnie, by to przesądzać. Ale jedno jest pewne – dziś w Cięcinie znów się wierzy, że ten klub ma przyszłość. I że jeśli coś jest tu budowane, to na solidnym fundamencie, a nie na chwilowym sukcesie. Świt nie goni za sukcesem – on go cierpliwie konstruuje. I może właśnie dlatego to wszystko zaczyna wyglądać tak dobrze. Bo tam, gdzie jeszcze kilka lat temu była pustka i cisza, dziś znów słychać doping, śmiech i radość. Cięcina odzyskała swój klub – a klub odzyskał to, co najważniejsze: wiarę, że marzenia naprawdę można odbudować.

Autor: Sebastian Snaczke