Piłka nożna

„Góralu, czy ci nie żal…?” Roman Goku: „Polska dała mi drugie piłkarskie życie”

today21.11.2025 19:40

Tło
share close

Kiedy przychodził do klubu w 2021 roku Podbeskidzie Bielsko-Biała było w rozsypce tuż po spadku z Ekstraklasy. On był jednym z oswojonych już z polską piłką przybyszów z Hiszpanii. Miał pomóc bielszczanom powrócić na należyte miejsce. Jak trafił do zespołu? Kto był jego najlepszym kolegą z szatni? Dlaczego, jego zdaniem, nie udało się wywalczyć awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej? Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi w kolejnym wywiadzie z serii „Góralu, czy ci nie żal…?” z Romanem Goku – obecnie graczem Wieczystej Kraków.

„Podbeskidzie to była dla mnie dobra szansa”

Michał Czarniecki (Redakcja Radia BIELSKO): Pierwsze pytanie, które zwykle zadajemy byłym piłkarzom Podbeskidzia w ramach tej serii, brzmi: jak dokładnie trafiłeś do Bielska-Białej?

Roman Goku: Jak trafiłem? To było po moim okresie gry w Miedzi Legnica. Skończył mi się tam kontrakt, byłem wolnym zawodnikiem. Pamiętam, że byłem wtedy w domu, w Salo, gdzie mieszka moja mama. Odpoczywałem na plaży, rozmawiałem z agentem i pewnego dnia powiedział mi, że Łukasz Piworowicz się z nim skontaktował, bo Podbeskidzie było zainteresowane. Nie wiedziałem wiele o klubie od środka, bo nigdy tam nie grałem, ale słyszałem pozytywne opinie od ludzi z futbolu. Uznałem więc, że to dobra szansa – i podpisałem kontrakt.

MC: Skoro nie wiedziałeś wiele o klubie, to czy miałeś jakiekolwiek przypuszczenia co do miejsca, w jakim się niedługo znajdziesz? Czy rozmawiałeś z jakimiś byłymi hiszpańskimi zawodnikami Podbeskidzia? Czy to była trochę gra w ciemno?

RG: Szczerze mówiąc – nie bardzo. Myślę, że napisałem do Kamila Bilińskiego, bo już go znałem. Odpisał mi i dał kilka informacji, ale poza tym niewiele wiedziałem. Miałem tylko opinie od polskiego agenta, z którym wtedy współpracowałem, i to wszystko. Ale rozmowa z Łukaszem Piworowiczem, jego wizja i styl bardzo mnie zainteresowały – to mnie przekonało.

MC: A kiedy negocjowałeś kontrakt, to myślałeś, gdzie będziesz za rok lub dwa? Miałeś w głowie jakiś plan?

RG: Nie, wtedy po prostu chciałem wykorzystać okazję, by pokazać, że potrafię grać na wysokim poziomie. Nie myślałem o następnych krokach. Skupiałem się na tym, żeby w Podbeskidziu grać jak najlepiej i pomóc klubowi. Kiedy zostałem zakontraktowany, głównym celem postawionym przed drużyną był awans do Ekstraklasy – niestety to się nie udało.

Roman Goku, Podbeskidzie Bielsko-Biała
Foto: TS Podbeskidzie Bielsko-Biała

„Nie miałem wielu trudności z dostosowaniem się do życia w Polsce”

MC: Z jaką atmosferą zetknąłeś się, gdy pierwszy raz wszedłeś do szatni bielskiego zespołu?

RG: Było bardzo dobrze! Zbudowaliśmy świetną atmosferę, mieszankę narodowości – Hiszpanie, Argentyńczycy, Polacy, Norwegowie. Naprawdę dobra drużyna i klimat.

MC: Miałeś jakiegoś kolegę, z którym najczęściej rozmawiałeś w pierwszych dniach i miesiącach gry w Podbeskidziu? Czy to była osoba, której zwierzałeś się ze swoich problemów codzienności?

RG: Tak, w tym przypadku takim kumplem stał się Julio Rodríguez. Oboje jesteśmy Hiszpanami, poznaliśmy się pierwszego dnia, kiedy zatrzymaliśmy się w hotelu Grępielnia. Od razu złapaliśmy kontakt i zaprzyjaźniliśmy się.

MC: Jakie były największe wyzwania dla hiszpańskich zawodników w Polsce? Dla Ciebie gra tutaj nie była niczym nowym, wiedziałeś, jak wygląda polska piłka. Jednak musiałeś zetknąć się z jakimiś różnicami kulturowymi między hiszpańskim podejściem do życia i polskim.

RG: Dla mnie osobiście – żadne. Zawsze czułem się tu świetnie. Nie miałem wielu trudności. Wręcz przeciwnie – ten kraj dał mi wiele. Jeśli pytasz mnie o innych graczy, to barierą może być język. Jeśli nie możesz się porozumieć, to pojawiają się pewne problemy. To coś normalnego. Polacy i Latynosi są inni kulturowo – my jesteśmy bardziej ekspresyjni i głośni, a Polacy bardziej powściągliwi. Ale jednocześnie są bardzo mili i gościnni.

MC: Czy udało ci się więc zdobyć te „zimne polskie serca”?

RG: Chyba tak, bo mam polską dziewczynę! (śmiech) Tak, jak już mówiłem, Polacy są może na początku bardziej zamknięci. To być może jest spowodowane historią czy kulturą, itp. Jednak z czasem, gdy ci zaufają, to są niesamowicie serdeczni.

Roman Goku, Podbeskidzie Bielsko-Biała, Chrobry Głogów
Foto: Szymon Jaszczurowski/TS Podbeskidzie Bielsko-Biała

„Polska dała mi drugie piłkarskie życie”

MC: Jak poradziłeś sobie z przejściem do nowej rzeczywistości – z La Liga do niższego poziomu w Polsce? Jak mówimy o różnicach kulturowych, to ta musi być ogromna.

RG: Pewnie tak, oczywiście byłem częścią wielkich klubów. Miałem trudny czas po kontuzji, źle mnie wtedy potraktowano. Wtedy przyjechałem do Polski, która dała mi „drugie piłkarskie życie” – tutaj znów poczułem się zawodnikiem. Dano mi szansę pokazać swój poziom piłkarski. Być może dlatego tak dobrze się dostosowałem. Nie można porównać La Ligi i Polski, to inny wymiar. Liga hiszpańska czy Premier League to wysoka półka, ale poziom w Polsce rośnie. Z sezonu na sezon wasza piłka staje się coraz bardziej atrakcyjna.

MC: A propos postępu, czy podczas swojej gry w 1. Lidze odniosłeś wrażenie, że poziom gry na zapleczu Ekstrasklasy również wzrósł? 

RG: Zdecydowanie. Wiele klubów z 1. ligi mogłoby dziś rywalizować w Ekstraklasie. Są tego dobitne przykłady – Termalica Nieciecza, Radomiak. Wszystkie te kluby jeszcze nie tak dawno rywalizowały w 1. Lidze, po czym awansowały do Ekstraklasy. Teraz umocniły się w środku stawki. Kolejnym tego typu klubem jest Wisła Płock, która wywalczyła miejsce w pierwszej trójce. Różnica nie jest duża – chodzi bardziej o tempo i taktykę.

 

Opaska kapitańska i hat-trick z Chrobrym Głogów

MC: Na przestrzeni dwóch sezonów strzeliłeś dla Podbeskidzia 22 gole w 64 meczach. Czy te dwa sezony różniły się pod względem trudności? Druga kampania – 2022/23, była dla Ciebie bez wątpienia najlepsza, trafiłeś wtedy do siatki 16 razy. Raz nawet wyszedłeś na murawę jako kapitan. To się wydarzyło podczas meczu z Niecieczą.

RG: Zacznę od końca. Oczywiście, zaszczyt noszenia opaski kapitańskiej był dla mnie niesamowitym powodem do dumy. Dla mnie Podbeskidzie ma swoje specjalne miejsce w moim sercu. Pierwszy sezon to adaptacja, drugi – pełna integracja. Grałem wtedy najlepiej, byłem kapitanem, miałem świetną formę. Szkoda, że nie awansowaliśmy do Ekstraklasy. Mieliśmy fantastyczną drużynę, ale, niestety, tak to już bywa w futbolu.

MC: Gra jako kapitan zespołu to pierwszy wyjątkowy moment. Natomiast drugim równie ważnym być może była pewna wyliczanka: „raz, dwa, trzy – trzy punkty, trzy bramki”?

RG: Zdecydowanie tak! (śmiech) To wideo zapisało się w historii, jeśli można tak powiedzieć. Tuż po strzeleniu hat-tricka przeciwko Chrobremu Głogów złapała mnie kamera klubowa. To był naprawdę wspaniały moment.

„Do dziś nie wiem, dlaczego nie awansowaliśmy”

MC: Mam wrażenie, że takie występy inspirowały zespół i kibiców. Szczególnie, kiedy forma Podbeskidzia falowała – dobre chwile przeplatały się ze słabymi. Czy zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że takie mecze dawały wiarę, że coś większego jest możliwe?

RG: Tak, dokładnie tak było. Podczas drugiego sezonu nachodziły mnie właśnie takie myśli, których zwykle w mojej głowie nie było. Ogółem czułem wtedy pełną swobodę – grałem z radością. Mieliśmy drużynę, która dominowała. Jakbyś mnie zapytał, dlaczego nie nie udało się osiągnąć celu, to nie byłbym w stanie Ci odpowiedzieć. Pamiętam mecze, w których cały nasz zespół przebywał na połowie przeciwnika – nawet nasi obrońcy. Wtedy niszczyliśmy rywala, ale z jakiegoś powodu nie zgarnialiśmy trzech punktów. To było frustrujące, bo co jeszcze mogliśmy zrobić.

MC: Pewnie rozmawiałeś na ten temat ze swoimi trenerami, z którymi miałeś okazję współpracować w Podbeskidziu. Jak ich wspominasz? Który z nich wpłynął na Ciebie najbardziej pod względem rozwoju w klubie?

RG: Podczas mojej gry w Bielsku-Białej wydarzyły się trzy zmiany trenerskie. Najpierw duet Piotr Jawny od ataku i Marcin Dymkowski od obrony. Świetni, dużo mnie nauczyli. Potem Mirosław Smyła – z nim na początku miałem pewien zgrzyt. Z jakiegoś powodu mnie nie wystawiał. To wyzwoliło we mnie zapał do odzyskania miejsca w składzie. Z czasem zbudowaliśmy dobre relacje. Na końcu Dariusz Żuraw – też podobnie, musiałem udowodnić, że zasługuję na grę. Od każdego czegoś się nauczyłem.

„Pożegnanie z Podbeskidziem było emocjonalne”

MC: A potem przyszedł czas odejścia do Wisły Kraków. To dla piłkarza musi być ta lepsza forma odejścia. To nie był wymuszony transfer niechcianego zawodnika, tylko przyjęcie oferty nie odrzucenia od dużej marki.

RG: Tak, pożegnanie z Podbeskidziem było emocjonalne. Przeszedłem do pierwszoligowego klubu, choć miałem propozycje z Ekstraklasy. Chciałem dla bielskiego klubu jak najlepiej, więc jeśli mogłem cokolwiek pożytecznego pozostawić po sobie, to były to pieniądze dla klubu z mojego transferu. Wisła to wielki klub, historyczny — grać tam to było marzenie. Czułem, że dałem Podbeskidziu wszystko, a i włodarze Górali chcieli rozpocząć nowy rozdział. Transfer był korzystny i dla mnie, i dla klubu.

Roman Goku, Podbeskidzie Bielsko-Biała
Foto: TS Podbeskidzie Bielsko-Biała

„Być może kiedyś powrócę do Bielska-Białej…”

MC: Mam przygotowane nieco prowokacyjne pytanie: tapas czy oscypek?

RG: (śmiech) Oj, trudne pytanie… Jak muszę wybrać jeden z nich, to postawię na oscypek. Przypomina mi Bielsko i klimat góralski. Mam do tego miejsca sentyment.

MC: Skoro tak, to czy wróciłbyś do Podbeskidzia, gdyby zaproponowali Ci kontrakt? Jako że wybrałeś oscypek, to chyba nie masz wyjścia.

RG: Ciężko na to pytanie odpowiedzieć. Na pewno nie powiem, że nigdy bym nie wrócił, bo to nieprawda. Oczywiście, że bym wrócił i być może tak się kiedyś stanie. Podbeskidzie zawsze pozostanie dla mnie miejscem, do którego mógłbym wrócić.

MC: Teraz jesteś zawodnikiem Wieczystej Kraków. Co dalej wydarzy się w Twojej karierze?

RG: Mój cel jest jasny: awans z Wieczystą do Ekstraklasy. Wierzę w siebie i wiem, że mam poziom, by tam grać. Chcę to osiągnąć właśnie z tym klubem, który we mnie uwierzył. Co się będzie działo później – o tym teraz nie myślę. Teraz aktywnie uczestniczymy w wyścigu po promocję do wyższej ligi. Mam nadzieję, że nam się uda.

Jeśli jeszcze nie czytaliście poprzednich części naszych wywiadów z cyklu „Góralu, czy ci nie żal…?”, to szybko nadróbcie zaległości…

Dariusz Kołodziej (część pierwsza): „Góralu, czy ci nie żal…?” Dariusz Kołodziej: „Siłę uderzenia miałem od dziecka – po prostu to było”

Dariusz Kołodziej (część druga): „Góralu, czy ci nie żal…?” Dariusz Kołodziej: „Tego okresu przygotowawczego nie zapomnę nigdy…”

Bartłomiej Konieczny (część pierwsza): „Góralu, czy ci nie żal…?” Bartłomiej Konieczny: „To było coś więcej niż drużyna”

Bartłomiej Konieczny (część druga): „Góralu, czy ci nie żal…?” Bartłomiej Konieczny: „Czasami było mi wstyd chodzić na zakupy, jak przegraliśmy mecz”

Richard Zajac: „Góralu, czy ci nie żal…?” Richard Zajac: „Kilka osób zakończyło mi karierę, a ja przecież nigdy nie powiedziałem, że kończę”

Autor: Michał Czarniecki