70 lat minęło! Był ogromny i przepyszny tort oraz chóralnie odśpiewane „Sto lat”. 70. urodziny świętował w swojej siedzibie przy ul. Schodowej Klub Wysokogórski w Bielsku-Białej.
Klub od lat 50. zrzesza ludzi kochających górską wspinaczkę. Początki były trudne, brakowało sprzętu. A jak już był, to to wszyscy mieli z reguły to samo. Na przykład plecaki były identyczne – opowiada Andrzej Georg, który do klubu wstąpił jako 18-latek, w 1966 roku.
Przekazywaną do dziś anegdotę o pierwszym wyjeździe bielszczan w Tatry usłyszał od swoich starszych kolegów.
– Jechali nocnym pociągiem z Bielska. Pociąg był zatłoczony, przedziały pełne. Plecaki były na korytarzu. Te plecaki były powojenne, wojskowe, wszystkie podobne. W pewnym momencie w Chabówce, tam była stacja przesiadkowa, jeden z naszych widzi, że jego plecak niesie facet, który trzyma też wędkę! Okazało się, że pomylili plecaki. Wędkarze wzięli te ze sprzętem taternickim, a im zostawili swoje ze sprzętem wędkarskim i robakami – śmieje się, opowiadając prawdziwą historię Andrzej Georg. Posłuchaj
A jest to historia z happy endem. Bielscy taternicy zdołali wymienić plecaki z wędkarzami i dotrzeć do Zakopanego kolejnym pociągiem.
To były siermiężne czasy – podkreśla Wiesław Ignatowski, który dołączył do Klubu Wysokogórskiego w Bielsku-Białej na początku lat 90. Kłopoty ze sprzętem były również jego udziałem. Na urodzinowym spotkaniu wspominał jak zdobywało się wtedy plastikowe buty do wspinaczki.
– To było tak, że kupowało się gdzieś tam u konika dolary i jechaliśmy do Wiednia. Oni tam mieli takie buty, które już wyrzucali do kosza, no to myśmy takie kupowali. To były wspaniałe buty. Zewnętrzna skorupa plastikowa, a w środku był taki profesjonalny botek. Za takimi wspinaczkowymi butami każdy tęsknił. [Jak – dod.red.] kolega sobie porysował te buty, to płakał! A drugi oklejał je plastrami żeby mu się nie porysowały! Tak to wyglądało – troszkę jakby z rozrzewnieniem wspomina tamte czasy Wiesław Ignatowski. Posłuchaj
To właśnie Wiesławowi Ignatowskiemu przypadło przewodzenie bielskiemu klubowi w kolejnym trudnym okresie, który przypadł na lata transformacji ustrojowej i gospodarczej. Pieniądze na wyprawy w Alpy czy Himalaje zbierano wykonując prace wysokościowe.
– To były bardzo duże dla nas pieniądze. Mniej więcej porównywalne z pracą na Zachodzie. Zresztą po miesiącu czy dwóch w Alpach, siedziało się dalej przez dwa czy trzy miesiące na winobraniu czy w jakimś sadzie, by na to zarobić – wspomina Wiesław Ignatowski. Teraz to jest zupełnie inny świat – podsumowuje.
Dodajmy, że obecnie w Klubie Wysokogórskim działa wypożyczalnia sprzętu, który potrzebny jest do wspinaczki w górach. A w tym roku, dzięki środkom przekazanym przez Urząd Miejski w Bielsku-Białej został zakupiony sprzęt, który wykorzystano w trakcie warsztatów zorganizowanych dla dzieci i młodzieży. To najmłodsze pokolenie tych, którzy chcą się zacząć wspinać. Ważne żeby robili to w sposób bezpieczny.
Obecnie Klub Wysokogórski w Bielsku-Białej zrzesza 350 ludzi kochających górską wspinaczkę. Jak podkreśla prezes Paweł Ząbek co roku zapisuje się 50-60 osób. To ludzie, którzy razem chcą wyruszyć w góry i co również ważne, po prostu pobyć ze sobą. Integracja jest dla ich równie istotna.
Bielski klub organizuje wyjazdy, obozy i szkolenia. Na miejscu, w siedzibie przy ul. Schodowej odbywają się prelekcje i spotkania. Ma też własną „pakernię” czyli sztuczną ściankę wspinaczkową. To tak naprawdę całe pomieszczenie w piwnicy Szkoły Podstawowej nr 18, w którym na co dzień trenuje przed wyjazdami w góry około 70 osób!