Nikt na nas nie zagłosował. Euro nie w Polsce, lecz w Niemczech

Foto: Shutterstock

Starania o organizację mistrzostw Europy kobiet w 2029 roku zakończyły się dla Polski kompletnym fiaskiem. To miała być szansa na historyczny impuls dla krajowego futbolu kobiecego – impuls, który jednak nie nadejdzie. Wynik głosowania w UEFA był dla PZPN niezwykle dotkliwy. Niemcy zdobyły aż 15 głosów, wspólna kandydatura Danii i Szwecji otrzymała dwa, natomiast polska oferta nie przekonała ani jednego członka Komitetu Wykonawczego. To rezultat, który trudno interpretować inaczej niż jako poważną porażkę na wielu poziomach.

Polski Związek Piłki Nożnej miał przekonanie, że jego projekt jest przygotowany solidnie i merytorycznie. W kuluarach pojawiały się opinie, że faworyta w tym wyścigu nie ma, a UEFA od lat powtarza, że zależy jej na poszerzaniu mapy kobiecego futbolu w Europie i wyrównywaniu szans federacji. Tym razem jednak europejska centrala postawiła na rozwiązanie bezpieczne, sprawdzone i przewidywalne – turniej kolejny raz trafi do kraju, w którym kobieca piłka jest już silnie osadzona w strukturach sportowych i cieszy się dużą popularnością.

Dla Polski to ogromny zawód. Turniej tej rangi byłby potężnym impulsem do rozwoju: przyciągnąłby sponsorów, zwiększył rozpoznawalność kobiecej piłki wśród kibiców i mediów, a przede wszystkim stworzył warunki, by zainteresowanie dyscypliną wzrosło dynamicznie. To właśnie tego dzisiaj polski futbol kobiecy najbardziej potrzebuje – widoczności, stabilności i inwestycji.

Jednocześnie wynik głosowania stawia w niekorzystnym świetle skuteczność polskiej dyplomacji sportowej. Niewielka wiara członków UEFA w polskie kompetencje organizacyjne w zakresie kobiecego futbolu to sygnał alarmowy. Zero głosów przy tak dużym zaangażowaniu w przygotowanie kandydatury świadczy o niewystarczającym wpływie, słabym lobbingu i braku zaufania do PZPN.

Przypomnijmy, że bramkarką reprezentacji Polski jest Kinga Szemik – urodzona w Pietrzykowicach.